Krzysio, Marian i Ignacy wypłynęli pontonem w dół rzeki do mostu gdzie miał czekać na nich nasz Uaz. W obozie natomiast żywot zakończyła koza przeznaczona na nasz obiad (sponsorem kozy była firma Agraf; złośliwi twierdzą, że Agraf ma krew kozy na rękach), a ja z Jaromirem umówiliśmy się z Ture na wypożyczenie motocykli. To, co ujrzeliśmy Jara (zwolennika nowoczesnych motocykli) przeraziło, a mnie (przyzwyczajonego do starych i rosyjskich maszyn) zdumiało. Wsiadłem na chiński motocykl, jadę, tylne koło wiruje na boki, kierownica ma luzy rzędu dziesięciu centymetrów, po przejechaniu paruset metrów rozpadł się tylny hamulec, przedniego zaś nie było chyba od początku użytkowania. Pora wypróbować rosyjskiego IŻ-a, wszak konstrukcja solidniejsza i mechanika podobna do mojego Urala. Przedniego hamulca oczywiście nie było, lusterka też pobite, zegary nie działają, światło tylko przednie, kopniak odpadł, ale się nie zgubił bo był przezornie przywiązany sznurkiem, rollgaz przymocowany taśmą, sprzęgło praktycznie nie działało, ale dało się nawet jechać.
Dzisiaj do „kościoła” grzesznicy tzn. do zespołu klasztorów buddyjskich Gandantegchenlin. Namodliliśmy się za czyny popełnione i które będą popełnione (czyli nakręciliśmy się młynkami modlitewnymi). Dzisiejszy dzień jest jakiś szczęśliwy dla zawierania związków małżeńskich (ponoć w taki dzień zawarty związek będzie trwał długo) więc przystrojony samochód
Dzisiaj my zostaliśmy w obozie. Razem z Ignacym wynajęliśmy konie i dawaj w step. Przypomniał mi się Henryk Sienkiewicz i dzikie pola Ukrainy, te konie jakby spokojniejsze, mniejsze, a może my jesteśmy tacy odważni. Później łodzią przeprawiliśmy się na drugi brzeg rzeki, łowimy, łowimy, a
Objeżdżanie sklepów z pamiątkami w Ułan Bator, obiad w chińskiej restauracji, muzeum dinozaurów. Inne grupy nazajutrz wylatują do domu. Zadziwiła mnie ta straszna „bieda” w Ułan Bator i takie kiepskie i tanie samochody jak np. Hamer, Mercedes, Toyota. Widać też dużo ludzi którzy mają pieniądze,