Dzisiaj jedziemy na Czulut gool (kamienną rzekę). Po drodze spotykamy stado sępów, około 40-50 sztuk, widok niesamowity zważywszy, że ptaszki mają ponad metr wysokości, no cóż pożywienia jest w brud; bydło, konie, owce, ludzie. Droga beznadziejna, dojechaliśmy do wysokości 1650 m n.p.m., na szczycie było oczywiście OWO, tym razem nie z kamieni a z gałęzi, obeszliśmy je trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara za każdym razem dorzucając kamyczek dla bóstw i duchów. W dolinie coraz więcej jurt, pasterze schodzą na zimę z gór. Rzeka inna niż Selenga, faktycznie dużo kamieni, wartki nurt i oczywiście mniejsza (wszak jest to dopływ). Od samego początku ryby zaczęły brać jak oszalałe, bardzo dużo średnich lenoków, ale zdarzały się także piękne sztuki, szczupaki w zakolach, w dołkach prawie metrowe tajmienie. Brzegi wysokie, kamieniste, gołoborza, wokoło rosną brzozy i modrzewie. Widoki piękne i czuć potęgę natury.
Krzysio, Marian i Ignacy wypłynęli pontonem w dół rzeki do mostu gdzie miał czekać na nich nasz Uaz. W obozie natomiast żywot zakończyła koza przeznaczona na nasz obiad (sponsorem kozy była firma Agraf; złośliwi twierdzą, że Agraf ma krew kozy na rękach), a ja z
Po wielu miesiącach przygotowań nareszcie wyruszamy. Na Okęciu budzimy od razu spore zainteresowanie (nie wyglądamy jak turyści czy biznesmeni), wszyscy zwracają na nas uwagę, pytają dokąd lecimy, co będziemy robić, kiwają z niedowierzaniem głowami. Lądujemy w Moskwie, celnicy rosyjscy również nam się inaczej przypatrują, wyglądamy
Wreszcie, tylko nasza piątka i Baisa (nasza przewodniczka) zwiedzamy Ułan Bator. Pomnik wdzięczności dla cudownej armii czerwonej i Związku Radzieckiego (skąd my to znamy), świątynia buddyjska. Trafiamy wreszcie na bazar, miejsce dosyć słynne szczególnie z racji kieszonkowców, ale bardzo ciekawe i oprócz powszechnych towarów z