Dzisiaj jedziemy na Czulut gool (kamienną rzekę). Po drodze spotykamy stado sępów, około 40-50 sztuk, widok niesamowity zważywszy, że ptaszki mają ponad metr wysokości, no cóż pożywienia jest w brud; bydło, konie, owce, ludzie. Droga beznadziejna, dojechaliśmy do wysokości 1650 m n.p.m., na szczycie było oczywiście OWO, tym razem nie z kamieni a z gałęzi, obeszliśmy je trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara za każdym razem dorzucając kamyczek dla bóstw i duchów. W dolinie coraz więcej jurt, pasterze schodzą na zimę z gór. Rzeka inna niż Selenga, faktycznie dużo kamieni, wartki nurt i oczywiście mniejsza (wszak jest to dopływ). Od samego początku ryby zaczęły brać jak oszalałe, bardzo dużo średnich lenoków, ale zdarzały się także piękne sztuki, szczupaki w zakolach, w dołkach prawie metrowe tajmienie. Brzegi wysokie, kamieniste, gołoborza, wokoło rosną brzozy i modrzewie. Widoki piękne i czuć potęgę natury.
Krzysio, Marian i Ignacy wypłynęli pontonem w dół rzeki do mostu gdzie miał czekać na nich nasz Uaz. W obozie natomiast żywot zakończyła koza przeznaczona na nasz obiad (sponsorem kozy była firma Agraf; złośliwi twierdzą, że Agraf ma krew kozy na rękach), a ja z
Dzisiaj z Ture pojechaliśmy w odwiedziny do jego rodziny czyli zobaczyć „prawdziwą jurtę”. Wrażenie duże biorąc pod uwagę, że gospodyni częstuje, a goście muszą jeść i pić (przynajmniej tego wymaga dobry obyczaj). Najpierw suszony ser, później kumys (tu krowi), następnie wódka z mleka czyli destylowany
Tym razem ja jadę samochodem. Peter – Czech właściciel INGOL`a idzie łowić z Krzysiem i Marianem (alias Maryś), a ja z Ignacym (zwanym także Jaśkiem, Talibanem) i z Ture (jak się okazało byłym kapitanem mongolskiej armii) idziemy drugim brzegiem rzeki. Step, kamienie, las, teren dosyć