Krzysio z Piotrem poszli łapać koło obozu lenoki na muchę, a ja poszedłem zdobyć najwyższy szczyt w okolicy. Wejście od strony rzeki jest trudne, strome podejścia, trzeba iść głębokim źlebem. W miejscach osłoniętych od wiatru dużo jest drzewek i krzaków, ciężko iść, a o zgrozo nad głowami lata stado kruków; wygląda jakby czekały aż spadnę w dół. Im wyżej, tym piękniejszy widok. Nasz obóz położony jest chyba w jednej z najpiękniejszych części Selengi, po horyzont widać meandrującą rzekę, w niej konie, las brzozowo modrzewiowy, bydło, owce, białe plamki jurt, brązowe szałasy pasterskie, w oddali szczyty gór, za plecami step, a na samym szczycie OWO: usypana kupka kamieni oczywiście z niebieską wstążką i czaszką krowy, to wszystko w obrębie paru kilometrów od naszego obozowiska, niesamowite wrażenie.
Objeżdżanie sklepów z pamiątkami w Ułan Bator, obiad w chińskiej restauracji, muzeum dinozaurów. Inne grupy nazajutrz wylatują do domu. Zadziwiła mnie ta straszna „bieda” w Ułan Bator i takie kiepskie i tanie samochody jak np. Hamer, Mercedes, Toyota. Widać też dużo ludzi którzy mają pieniądze,
Okazało się, że obóz leży parę metrów od rzeki i szczytów górskich, cudo… Część ekipy pojechała Uazem w dół rzeki Selengi, część z wędkami krążyła obok obozu a ja z Jardą, czeskim kolegą, poszliśmy w góry. Każdy dzień organizowliśmy w taki sposób, że jedna grupa
Tym razem ja jadę samochodem. Peter – Czech właściciel INGOL`a idzie łowić z Krzysiem i Marianem (alias Maryś), a ja z Ignacym (zwanym także Jaśkiem, Talibanem) i z Ture (jak się okazało byłym kapitanem mongolskiej armii) idziemy drugim brzegiem rzeki. Step, kamienie, las, teren dosyć