Wreszcie, tylko nasza piątka i Baisa (nasza przewodniczka) zwiedzamy Ułan Bator. Pomnik wdzięczności dla cudownej armii czerwonej i Związku Radzieckiego (skąd my to znamy), świątynia buddyjska. Trafiamy wreszcie na bazar, miejsce dosyć słynne szczególnie z racji kieszonkowców, ale bardzo ciekawe i oprócz powszechnych towarów z Chin sporo było regionalnych produktów; tkanin, ubrań, mebli do jurt, pamiątek i produktów spożywczych (mięsa z koni, jaków, wielbłądów itd., miejscowych specjałów i oczywiście „tradycyjnych mongolskich” przetworów firmy Urbanek z Łowicza). Nie okradli nas, nie zabili, Krzysio też jednemu Mongołowi dał żyć i nie powtórzył ciosu. Następnie jesteśmy w centrum miasta, parlament – ogromna budowla oczywiście z pomnikiem Czyngis Chana, ruch na ulicach jak w mrowisku, samochody jeżdżą jak chcą, trąbią, wcinają z podporządkowanej, między tym wszystkim chodzą ludzie (przez cały pobyt w UB widziałem tylko 2 stłuczki, jak to działa nie wiem). Wieczorem idziemy na występ artystyczny; tancerze w strojach regionalnych, śpiewacy (duże wrażenie zrobił na mnie gardłowy śpiew khuumii), akrobatki z mongolskiego cyrku.
Dzisiaj z Ture pojechaliśmy w odwiedziny do jego rodziny czyli zobaczyć „prawdziwą jurtę”. Wrażenie duże biorąc pod uwagę, że gospodyni częstuje, a goście muszą jeść i pić (przynajmniej tego wymaga dobry obyczaj). Najpierw suszony ser, później kumys (tu krowi), następnie wódka z mleka czyli destylowany
Dzisiaj jedziemy na Czulut gool (kamienną rzekę). Po drodze spotykamy stado sępów, około 40-50 sztuk, widok niesamowity zważywszy, że ptaszki mają ponad metr wysokości, no cóż pożywienia jest w brud; bydło, konie, owce, ludzie. Droga beznadziejna, dojechaliśmy do wysokości 1650 m n.p.m., na szczycie było
Poranny spacer po Moron, na lotnisku spotykamy się jeszcze z jedną grupą znad Selengi. Lot do Ułan Bator, hotel i kolacja w restauracji. Znów jesteśmy w cywilizacji, czy to dobrze? jakoś mi się nie wydaje.